piątek, 6 stycznia 2017

POSTANOWIENIA NOWOROCZNE

Cześć!

Wracam po bardzo długiej przerwie, ale lepiej późno niż wcale. Mimo, że do bloga nie jestem zbytnio przywiązana, to w głębi czuję, że jednak trochę was zawiodłam. Obiecywałam systematyczność i zaangażowanie, ale niestety wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że mimo wszystko wybaczycie mi, że nie wywiązałam się z tego, co obiecałam. Postanowiłam, że w roku 2017 już nie będę obiecywać, tylko działać - to chyba brzmi lepiej. To właściwie tylko jedno z moich postanowień, ponieważ na ten rok wypisałam ich dosyć sporo, o czym zresztą się przekonacie. Wypisywanie postanowień noworocznych ma zarówno swoich wielbicieli jak i przeciwników. Jedni uważają, że wypisanie takowych postanowień bardzo pomaga zrealizować swoje cele, zaś inni twierdzą, że jest to totalnie bez sensu i tak naprawdę gdyby chcieli coś osiągnąć, to zrobiliby to kiedykolwiek, niekoniecznie akurat po rozpoczęciu nowego roku. Ja osobiście należę do tej pierwszej grupy, ale z drugą również się zgadzam - jeśli chcemy coś osiągnąć, to powinniśmy zacząć już dziś, a nie odkładać na później. 


Już trzy lata z rzędu wypisuję przed sylwestrem swoje postanowienia noworoczne. Większość z nich się spełnia, ponieważ stawiam sobie cele  możliwe do zrealizowania. Te, których nie uda się spełnić przepisuję na kolejny rok. Tak całkiem szczerze - rok 2016 nie był rokiem moich marzeń. Nie mogę go zaliczyć do jednego z lepszych, ale przynajmniej udało mi się ukończyć klasę pierwszą liceum z czerwonym paskiem, wygrać konkurs fotograficzny, rozwinąć się na instagramie, sporo czasu poświęcać na jazdę konną i odwiedzić Warszawę. Tych dobrych zdarzeń było na pewno więcej, ale aktualnie nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Mimo, że było kilkanaście lepszych momentów, to rok ogólnie rzecz biorąc był dla mnie trochę smutny. Wolę zostawić wszystkie złe zdarzenia za sobą i zacząć cieszyć się nowym rozdziałem w moim życiu - rokiem 2017. Podobno nie powinno się zdradzać swoich postanowień, bo się nie spełnią, dlatego ja przedstawię tylko kilka moich, tych mniej prywatnych. Jednym z nich jest pierwsze na liście - zdrowe odżywianie i siłownia. To jedno z najważniejszych dla mnie postanowień, nie tylko ze względu na mnie, ale także na was, ponieważ w tym roku chciałabym motywować i pomagać wam - moim obserwatorom w odpowiedniej diecie i ćwiczeniach, mimo, że specjalistą nie jestem. Zdradzę wam, że właśnie jestem w trakcie szykowania posta o prostych, zdrowych przekąskach, które mogłabym jeść non stop. Kolejne postanowienie, to ukończenie drugiej klasy liceum z czerwonym paskiem - tak jak rok temu. Mam nadzieję, że się uda, bo w pierwszym semestrze wypadłam całkiem nieźle. Zależy mi także na trójce z matematyki na świadectwie - tak, to też moje postanowienie! Poza tym chcę dalej rozwijać siebie i to, co robię, m.in. bloga, instagrama i staram się także przełamać i założyć youtube - założenie kanału mam na swojej liście już od dwóch lat, ale nie mogę się za to zabrać, chyba jeszcze za bardzo boję się krytyki. Chciałabym być również bardziej dla was: organizować różne konkursy, ocenianie instagramów i blogów, odpowiadać systematycznie na wasze pytania. Trzymajcie kciuki, aby wszystko wypaliło, bo planów mam baaardzo dużo. W tym roku szykuje mi się sporo wyjazdów i moim postanowieniem jest przeżyć je jak najlepiej (bez jakiegokolwiek narzekania, haha). To chyba tyle jeśli chodzi o moje postanowienia. Osoby, które również mają swoją listę niech dadzą mi znać w komentarzach pod postem, czy pojawiło się na niej któreś z moich postanowień. Z tego co wiem, to u większości na pierwszym miejscu jest siłownia i zdrowe odżywianie, tak jak i u mnie. Jeżeli ktoś z was jeszcze takowej listy nie ma, to polecam ją zrobić teraz - w pierwszym miesiącu nowego roku, ponieważ wiem na własnym przykładzie jak ciężko później się za to zabrać. Tak naprawdę trzeba poświęcić na to trochę czasu, zastanowić się, co tak naprawę chcielibyśmy zmienić, osiągnąć, ale warto! Później, w ostatnie dni grudnia fajnie czyta się i odhacza to, co udało nam się zrobić. Może jest tutaj ktoś, kto jest negatywnie nastawiony do robienia takiej listy, a nigdy tego nie robił - polecam spróbować! Później nie można już bez tego funkcjonować. Mam nadzieję, że post wam się spodobał i mimo mojej nieobecności oraz braku zaangażowania zostaniecie tu ze mną, bardzo mi na tym zależy.

 
Do następnego!
Buziaki, Wiktoria ♥

niedziela, 16 października 2016

PIELĘGNACJA MOICH WŁOSÓW

Ahoj!

Dzisiaj przychodzę do was z bardzo długo wyczekiwanym postem o pielęgnacji moich włosów. Mimo, że moim włosom do idealnych bardzo daleko, to i tak często pytacie jakiego szamponu i odżywek używam do ich pielęgnacji. Stwierdziłam, że zamiast odpowiadać na to po kilka razy, po prostu napiszę o moich ulubionych kosmetykach do włosów na blogu i gdy ktoś zapyta, to będę go odsyłać do tego posta. Nigdy nie dbałam jakoś specjalnie o włosy, zawsze były zniszczone, sama nie wiem od czego, ponieważ nie używam suszarki, prostownicy i nie niszczę ich w żaden inny sposób. Znalazłam jednak dobre produkty oraz regularnie podcinam końcówki (co miesiąc, max. co dwa miesiące) i widzę ogromną poprawę. Bardzo dużo dał mi także zabieg z użyciem kosmetyku olaplex u mojej fryzjerki, który wyciągnął moje włosy z wielkiego bagna. Weszłam w to bagno przez rozjaśnianie moich włosów. Miałam rozjaśnić tylko końcówki, aby wyszło małe ombre, ale ostatecznie jedna połowa moich włosów była naturalna, a druga "blond" (tak naprawdę jedno wielkie, żółte siano). Na początku bardzo mi się podobało, ale później włosy zaczęły mi wypadać garściami, w niektórych miejscach były dłuższe, a w niektórych krótsze, szczerze mówiąc doprowadzało mnie to do szału. Na samym dole wkleję wam małe porównanie moich włosów teraz oraz przed ich ścięciem i zabiegiem z olaplexem. Teraz pokażę wam czego używam do pielęgnacji :)

MUSisz ją mieć!




Ostatnio przytrafiło mi się coś bardzo fajnego, mianowicie miałam przyjemność otrzymać do testów odżywkę do włosów w piance od firmy MUSE cosmetics. Mimo, że ten kosmetyk do najtańszych nie należy, to po jego przetestowaniu jestem w stanie stwierdzić, że NAPRAWDĘ WARTO. Po wmasowaniu w skórę głowy dosłownie jednej pompki tego produktu moje włosy stały się od razu gładsze, a także zyskały większą objętość. Producent zapewnia: "Zastosowany układ substancji czynnych zapobiega wypadaniu włosów, wzmacnia cebulki włosa, poprawia przenikanie substancji aktywnych do mieszka włosa. W efekcie włosy stają się grubsze i mocniejsze (...)''. Dalszą część możecie przeczytać tutaj: KLIK. Oczywiście ze wszystkim, co jest napisane w opisie produktu całkowicie się zgadzam, ta odżywka naprawdę poprawia kondycję włosów. Za jakiś czas wstawię na bloga także zdjęcia przed i po testowaniu tego produktu. Na tą chwilę mogę wam ją polecić z ręką na sercu i stwierdziłam, że warto wydać trochę więcej, ale mieć naprawdę porządny kosmetyk, który jest w stanie na naszej głowie zdziałać cuda niż coś taniego, co może jeszcze bardziej zaszkodzić naszym włosom. Poza tym odżywka ma wystarczyć na trzy miesiące codziennego stosowania, więc myślę, że jest dosyć wydajna i raz na trzy miesiące można sobie pozwolić na wydatek, który pozwoli nam i przede wszystkim NASZYM WŁOSOM poczuć się o wiele lepiej. Produkt doszedł do mnie na drugi dzień po złożeniu zamówienia i sami zobaczcie na powyższych fotografiach jak pięknie i porządnie był zapakowany!

KOSMETYKI BABUSZKI AGAFII


Produkty, które widzicie na zdjęciu wyżej są używane przeze mnie każdego dnia i je po prostu uwielbiam. Od dawien dawna słyszałam o tych kosmetykach, jednak nigdy nie mogłam się dowiedzieć jak się nazywają oraz gdzie można je dostać. Niedawno, bodajże jakieś dwa tygodnie temu natrafiłam na kosmetyki babuszki Agafii w sklepie ze zdrową żywnością w moim mieście i stwierdziłam, że w końcu je przetestuję, bo od dawna się na nie czaiłam. Jeśli chodzi o cenę, to jest naprawdę niska jak na taką pojemność butelki. Na te dwa kosmetyki wydałam niecałe 20 złotych. Mam zestaw: szampon wraz z balsamem do włosów - razem tworzą świetny duet. Poza tym używam także odżywki, którą pokazałam wyżej i moje włosy są w niebie, dosłownie. Ostatnio ich stan z dnia na dzień jest coraz lepszy, a ja coraz bardziej dumna z siebie, że w końcu zachciało mi się o nie zadbać. Także kosmetyki na zdjęciu wyżej są w 100% naturalne i polecam je każdemu. Do wyboru są tak naprawdę w różnych wersjach kolorystycznych i zapachowych. Nie wiem w jakim sklepie/drogerii stacjonarnie można je kupić, ale w drogeriach internetowych jest mnóstwo kosmetyków tej firmy.

KEUNE & tańszy zamiennik odżywki MUSE cosmetics


Kosmetyki firmy KEUNE pewnie niektórzy z was już znają. Nie przyszłam dzisiaj ich zachwalać, ponieważ uważam, że nie mam za bardzo do tego powodów. Produkty tej firmy są drogie, a nie zauważyłam większych różnic w kondycji moich włosów. Szampon skończył mi się po niecałych dwóch miesiącach codziennego stosowania, więc sami oceńcie jego wydajność. Zapłaciłam za niego u mojej fryzjerki 85 złotych i nie wiem czy było warto. Poleciła mi go po zabiegu z użyciem produktu olaplex, ponieważ jak już wiecie bądź nie wiecie po zastosowaniu olaplexu nie można używać każdego kosmetyku, najlepiej, aby były w 100% naturalne, aby nie zniszczyć efektu pięknych i zdrowych włosów. Uważam, że kosmetyki babuszki Agafii są na identycznym poziomie i włosy są po nich naprawdę nawilżone i mają zdrowy wygląd. Oczywiście kosmetyków firmy KEUNE nie krytykuję, bo nie są złe, ale drugi raz bym nie kupiła tak drogiego szamponu, który nie zdziałał żadnych cudów na mojej głowie. Jeśli chodzi o drugi kosmetyk, który stoi na zdjęciu zaraz przy szamponie jest to odżywka, której stosowałam zanim dostałam produkt od firmy MUSE cosmetics. Mogę stwierdzić iż jest to tańszy zamiennik, fajnie nawilża, lekko zwiększa objętość, ale cudów raczej nie zdziała. Nie będę się zbyt długo rozpisywać na temat tego produktu, jeśli chcecie coś niedrogiego, a dobrego i potrzebujecie nawilżenia, ponieważ wasze włosy są suche i bez objętości to ten produkt jest dla was.

PORÓWNANIE MOICH WŁOSÓW
(PRZED I PO ZABIEGU OLAPLEX)


Różnica na zdjęciach nie jest tak bardzo widoczna jak na żywo, ale mam nadzieję, że coś tam widać. Stan moich włosów naprawdę się poprawił i zakończę słowami: NIE ROZJAŚNIAJ WŁOSÓW! Przynajmniej nie u fryzjerki, która weźmie za to 80 złotych, a zrobi to najtańszym produktem z drogerii, który zniszczy doszczętnie twoje włosy.


Mam nadzieję, że post wam się spodobał i do zobaczenia w kolejnym!
Buziaki, Wiki

sobota, 24 września 2016

ALL BLACK

Hej!

Trochę mnie tu nie było, ale kto ogląda snapa pogaduchowego (jess_viki) już od dawna wie dlaczego. Wpłynął na to głównie brak czasu i  moja choroba, ale mniejsza z tym. W dzisiejszym poście chciałabym pokazać wam moją propozycję na jesienną stylizację, która nadaje się nie tylko do szkoły, ale także na ważniejsze wyjścia wymagające bardziej eleganckich ubrań niż zwykłe jeansy i bluza. Jest ona złożona jedynie z czarnych elementów, ponieważ czasami uwielbiam się ubrać na czarno nie przełamując tego żadnym innym kolorem. Wkrótce chciałabym wprowadzić zmiany na moim blogu: na pewno chcę rozpocząć pisanie postów w dwóch językach, już nawet przygotowałam kilka tekstów do wpisów, ale póki co chcę nadrobić zaległości i przede wszystkim popracować nad systematycznością, a dopiero później wprowadzać mniej potrzebne, dodatkowe rzeczy. Aktualnie mam zamiar skupić się na wstawianiu dwóch postów tygodniowo! Najważniejsza jesienna zmiana to inne nastawienie do tej pory roku, ale o tym w kolejnym wpisie, który pojawi się na dniach. Teraz zapraszam was do obejrzenia mojej stylizacji, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i może któraś z was się nią zainspiruje. Firmy rzeczy są podpisane pod ostatnim zdjęciem :)







Buty - DEICHMANN
Sukienka - PRIMARK
PŁASZCZYK - PEPERUNA
Okulary - ZERO UV
 
Co myślicie o tej stylizacji? Też uwielbiacie od czasu do czasu ubrać się całe na czarno?
Czekam na wasze odpowiedzi i całuję, Wiki  

piątek, 2 września 2016

A co ludzie powiedzą...

   Dziś trochę inaczej niż dotychczas, poważniej. Od jakiegoś czasu dostaję coraz więcej mejli z zapytaniem: ,,Co zrobić, kiedy ludziom nie pasuje to, co robię?''. Moja odpowiedź jest prosta: Nie przejmuj się opinią innych, tylko zastanów się, czy to, co robisz sprawia radość Tobie. Jeśli sprawia - super, teraz chyba już wiesz, co zrobić i nie muszę się dalej rozwodzić na ten temat. Ach, gdyby ta odpowiedź wystarczałaby każdemu i utwierdzała w przekonaniu, że warto robić to, co się kocha nie zważając na opinię innych ludzi, to teraz siedziałabym dumna z siebie, że pomogłam dużej ilości osób, które mnie czytają lub oglądają. Niestety tak nie jest. Może czasami to pomaga, ale nie znam zbyt wiele przypadków u których jedno zdanie pomogło w zmianie nastawienia do ludzi i przede wszystkim -  do życia. Jestem tylko człowiekiem, niezależnie od tego, czy widzicie mnie jako wzór do naśladowania, kogoś "lepszego" bo mam bloga i trochę większe grono ludzi, którzy mnie obserwują i w pewnym stopniu są ciekawi mnie i mojego życia. Z racji tego, iż jestem człowiekiem cudów nie zdziałam. Mogę jedynie zapewnić wszystkich razem i każdego z osobna, że to, co robię sprawia mi największe szczęście i satysfakcję. Szczerze - mało obchodzi mnie opinia na temat tego co robię osób z mojego otoczenia, które czekają tylko na to, aby w końcu powinęła mi się noga. Bardzo ważne jest, aby znaleźć choćby jedną osobę, która będzie wspierać was w tym co robicie, w waszej pasji. Zdarzają mi się dołki, bo ktoś stara mi się dopiec w chamski sposób, nagrywając snapy, w których mnie naśladuje, czy cokolwiek innego, ale mam najlepszą przyjaciółkę i najlepszego chłopaka, którzy nie pozwolą mi się poddać :) Nie chcę udawać jakiegoś mówcy motywacyjnego, psychologa etc. ale chciałabym, abyście nie skrywali pasji, życie jest tak krótkie, czy warto tracić czas na zastanawianie się komu podoba się to, co robimy, a komu nie? Na to pytanie możecie sobie już odpowiedzieć sami w waszych głowach. Co do pytań o to jak zachowywać się w nowej szkole, aby ludzie nas polubili - polecam być po prostu sobą, albo lepszą wersją samego siebie. Warto być miłym dla ludzi i przede wszystkim uśmiechniętym. Polecam wyjść z przyjazną ręką i jakąś ciekawą inicjatywą, jeśli dana osoba nas zainteresuje, nie warto czekać! Może jakieś wyjście do kina, na lody, czy po prostu na spacer? Kiedy będziemy otwarci na ludzi, oni będą otwarci na nas i na pewno zawrzemy fajne znajomości, a klasa nas polubi od pierwszych dni. Tymczasem zapraszam do obejrzenia prostej stylizacji, którą wymyśliłam na trochę chłodniejsze dni. Sklepy w których znalazłam rzeczy będą podpisane pod ostatnim zdjęciem. Buźka!






Buty - DEICHMANN
Spodnie & sweterek - ZARA
Okulary - ZERO UV 

piątek, 5 sierpnia 2016

Piękno ukryte w szczegółach


Cześć!

 Po przeczytaniu tytułu tego posta z pewnością każdemu na myśl przychodzi co innego. Może was zaskoczę, a może też nie, ale dzisiejszy wpis będzie dotyczył małych i niedrogich dekoracji do pokoju, które mogą wnieść do niego naprawdę dużo i stworzyć fajny klimat. Po wrzuceniu na instagrama zdjęcia z zakupów z Ikei od razu dostałam kilka próśb o pokazanie wszystkich rzeczy na snapchacie, już wtedy pomyślałam, że fajnie byłoby napisać o tym post na blogu. Dzisiaj opiszę i pokażę tylko kilka rzeczy z Ikei, a także z innych sklepów, a resztę będziecie mogli zobaczyć na początku września w moim poście pt. ,,ROOM TOUR" -  oczekujcie go z niecierpliwością :) 
Teraz bez zbędnego przedłużania przejdę do pokazywania moich małych skarbów.

1. ZDJĘCIA 
 (wywołane dla mnie przez Polabora)

Wydaje mi się, że każdy lubi zdjęcia. Jest to jedna z bardziej uniwersalnych ozdób, której można użyć wszędzie i zawsze, niezależnie od płci. Dzięki zdjęciom przywołujemy wspomnienia, a przy okazji dodają uroku naszemu pokojowi (sczególnie zdjęcia w stylu vintage). Osobiście jestem fanką ozdabiania pokoju zdjęciami, dlatego też szykuję całą, pustą ścianę, aby za pomocą sznureczka i małych klamerek obwiesić ją zdjęciami.


2. ROŚLINKI 
(wszystkie ze zdjęcia można zakupić w Ikei)

Nigdy wcześniej nie miałam roślin w swoim pokoju, ponieważ jestem zbyt leniwa i nie chce mi się o nie dbać, jednakże ostatnio każdy, kto wchodził do mojego pokoju stwierdzał, że za mało w nim przyrody. Słowa te pozostały mi w głowie, a po kilku dniach stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić i zdecydowałam, że kupię kaktusy. Dlaczego akurat kaktusy? Nie są zbyt wymagające i nie muszę podlewać ich codziennie, z tego co czytałam latem powinnam co tydzień, a zimą co miesiąc, więc nie jest źle. Jak dla mnie są mega urocze, przez co mam ochotę się nimi zajmować. Przy okazji kupiłam dosyć popularną, sztuczną trawę, która spoczywa spokojnie na moim biurku. Teraz nikt mi już nie powie, że w moim pokoju jest za mało zieleni :)


3. ŚWIECZKI
(te w słoiczkach są z Primarka, a reszta z Ikei)

O świeczkach chyba zbyt wiele pisać nie muszę, tylko tyle, że jestem ich największą fanką. Większość ludzi kocha zapachowe świeczki, chociaż znam też osoby, które za nimi nie przepadają. Jeśli mam być szczera - ja skupuję świeczki nałogowo i mam je porozstawiane po całym pokoju (i łazience). Dzięki nim łatwiej jest mi się zrelaksować, szczególnie podczas picia ciepłej herbaty i czytania ulubionej książki po ciężkim dniu.


4.OSŁONKI NA DONICZKI
(Ikea)

Osłonki z Ikei pewnie każdy już zna, a ja jestem kolejną osobą, która się w nich zakochała. Jeśli jesteście w Ikei, a jeszcze ich nie macie, to koniecznie zwróćcie na nie uwagę. Do tych osłonek można powkładać wszystko i wygląda to estetycznie oraz ładnie. Plusem jest to, że są bardzo solidnie wykonane i niedrogie. Ja w jednej trzymam swoje pędzle do makijażu, a w drugiej przybory szkolne.


5. PIERDÓŁKI
 (wieża Eiffla od babci, budzik Ikea, skarbonka Home&You)

Niby niepotrzebne, niby tylko zajmują miejsce, ale nadadzą charakteru każdemu wnętrzu - pierdółki. Mniejsze lub większe, droższe lub tańsze, ładniejsze lub brzydsze, ale i tak każda z tych rzeczy sprawi, że pokój będzie bardziej swojski i przytulny. Nie skupuję zbyt wiele takich gadżetów, ale mam ich zdecydowanie więcej niż na zdjęciu, tutaj pokazuję moje ulubione. Wszystkie czynią mój pokój wyjątkowym i nigdy bym ich nie wyrzuciła, ani nie oddała.


6. TAPETY
(moje zostały zakupione w Obi)

Jeżeli posiadacie w swoim pokoju pustą ścianę i nie macie pomysłu co z nią zrobić, to bardzo polecam tapety. Zastanawiałam się długo nad ich zakupem, ale w końcu pojechałam do Obi i je zamówiłam. Moje mają dać efekt białej cegły na ścianie, zobaczymy, jak to wyjdzie. Na pewno pokażę wam zdjęcia po skończonym tapetowaniu.
 
 
7.  DIY
 (pompony od ArtPompon)

,,Zrób to sam'' w moim przypadku niezbyt się sprawdza, ponieważ po pierwsze nie mam talentu, a po drugie jestem leniem. Niby przyznaję się do tego otwarcie, ale z drugiej strony stale staram się walczyć z moim lenistwem, które już nie raz pokrzyżowało moje plany, bo najzwyczajniej w świecie mi się nie chciało. Mam jednak dobrą wiadomość dla osób bez talentu i leni - możecie zamówić internetowo rzeczy DIY, są one na pewno wyjątkowe, bo nie da się ich znaleźć w każdym sklepie i osoba, która je robi stara się specjalnie dla nas żeby jak najbardziej nam się spodobało. Ja akurat zamówiłam pompony od ArtPompon i dodają fajnego klimatu w moim pokoju. Można powiedzieć, że są zwyczajne, ale jednak mają w sobie ,,to coś'', dlatego polecam rzeczy DIY - można je znaleźć tanio w internecie, a jak ekstra wyglądają!


8. LAMPIONY
(Ikea)

Ostatnia kategoria to nic innego jak lampiony. Nie wyobrażam sobie, aby w moim pokoju miało nie być chociażby jednego lampionu (szczególnie porą jesienną i zimową). Nadają niesamowitego klimatu i według mnie nic nie jest w stanie ich zastąpić! Możecie je znaleźć w każdym sklepie, ale w Ikei wybór jest ogromny i nigdy nie mogę się zdecydować który wziąć. Ten ze zdjęcia kosztował mnie dziesięć złotych, a jestem z niego bardziej zadowolona niż z nowej pary butów - to się właśnie nazywa lampionoholizm! Owszem, wymyśliłam to uzależnienie na poczekaniu :)
 


Mam nadzieję, że udało wam się zaczerpnąć jakąś inspirację z tego posta. Jeżeli żadna z moich propozycji nie przypadła wam do gustu, to koniecznie oczekujcie wrześniowej wycieczki po moim pokoju, podczas której pokażę wam o wiele więcej. 

Trzymajcie się i do usłyszenia!
Buziaki, Wiktoria ♥

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Podsumowanie lipca 2016

Heja!

Co u was, jak mijają wam wakacje? Lipiec spędzaliście aktywnie, czy raczej oszczędzaliście siły, aby wykorzystać je w sierpniu? Możecie pisać w komentarzach, chętnie poczytam o waszych wyjazdach wakacyjnych, a także o pomysłach na nudę podczas spędzania wakacji w swoim mieście. Niedawno wróciłam do domu, tym samym kończąc swoje "życie podróżnika" w lipcu. Nie wiem, co czeka mnie w sierpniu, ale mam nadzieję, że będzie on równie ciekawy i aktywny jak pierwszy miesiąc wakacji. Lipiec już dobiegł końca, a w ostatnich dniach energia i wena mnie nie opuszczają, więc zabieram się jak najszybciej za podsumowanie moich dwóch lipcowych wyjazdów. Stwierdziłam, że opiszę po krótce obie wyprawy w jednym poście żeby nie robić dwóch osobnych wpisów na ten temat. Zacznę od krótkich wakacji w Szkocji, które trwały od pierwszego do dwunastego lipca. Często pytacie dlaczego bywam tam każdego lata, powodów jest mnóstwo, ale dwa najważniejsze z nich to rodzina i miasto - Edinburgh, w którym jestem zakochana po uszy i mogłabym zostać tam na zawsze, gdyby nie pogoda, która w ogóle nie trafia w moje gusta, ale taki już urok Wielkiej Brytanii. ,,Głupi ma zawsze szczęście'' - to powiedzenie sprawdziło się także w moim przypadku, bo przez ostatnie dwa dni mojego pobytu w Edin deszcz się uspokoił, słoneczko świeciło całymi dniami, a temperatura przekroczyła 25°C. Jeśli chodzi o miejsca, które warto odwiedzić w tym mieście to przede wszystkim: fenomenalna plaża Portobello, muzea (szczególnie muzem Van Gogh, które znajduje się praktycznie w samym centrum miasta), ZOO, ciasne uliczki między przeróżnymi sklepami, których jest naprawdę mnóstwo i tworzą niesamowity klimat i wiele, wiele innych. Nie będę się zbytnio rozpisywać na temat miejsc w które warto pojechać będąc w Szkocji, bo jest ich sporo, ale jeśli ktoś się wybiera i chciałby żebym mu coś poleciła, to może śmiało pisać :) Najważniejsza sprawa! Polecam kupić bilet autobusowy całodniowy, a nawet na dłuższy okres czasu (np. tydzień) jeśli macie zamiar dużo zwiedzać, a nie chcecie wydać zbyt dużo pieniędzy. Wychodzi o wiele taniej, a możecie jeździć z miejsca na miejsce, właściwie jedną z moich głównych atrakcji tych wakacji były piętrowe autobusy, którymi podróżowałam po całej stolicy Szkocji (zawsze siedząc na górze, niezależnie od odległości i czasu podróży haha). Warto także wspomnieć, że dzięki temu udało mi się zobaczyć o wiele więcej niż gdybym podróżowała na pieszo. Niżej dodam Wam sklejkę kilku zdjęć, po więcej możecie wchodzić na mojego instagrama. 


Podsumowując: wakacje w Wielkiej Brytanii oceniam na WIELKI PLUS! Zresztą tak jak każdego lata :) Polecam każdemu zwiedzić Szkocję, albo chociażby Edinburgh, bo zdecydowanie jest co oglądać i nie da się tam nudzić. Teraz przejdę do mojego krótkiego, ale jakże owocnego wyjazdu do Warszawy. Na wstępie chciałabym podziękować osobom, które zechciały się ze mną spotkać i spędzić miło czas, było ekstra! Na pewno trzeba będzie w przyszłości to powtórzyć, ale następnym razem chciałabym spotkać się w zdecydowanie większym gronie, najlepiej z moimi wszystkimi obserwatorami ♥ Co warto zwiedzić w Warszawie? Łazienki, Bulwary wiślane, Stare Miasto, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Pałac w Wilanowie, Muzeum Powstania Warszawskiego, Zachętę i wiele innych, mogłabym wymieniać bez końca. W Warszawie jest naprawdę mnóstwo cudownych miejsc, uwielbiałam chodzić bez celu, ewentualnie w poszukiwaniu ciekawych restauracji, a także szukać inspiracji w nieznanych zakamarkach miasta. Mimo ogromnej sympatii do Warszawy i tak pozostaję przy studiach w Krakowie. Chyba tylko to miasto potrafiło tak bardzo skraść moje serce, że chciałabym tam pojechać i nigdy nie wrócić. Niżej dodam sklejkę zdjęć z Warszawy, a jeśli się tam wybieracie i chcecie żebym poleciła wam fajne miejsca - możecie śmiało pisać :)


 Mam nadzieję, że zdjęcia wam się podobają i jeśli chcecie zobaczyć więcej, to koniecznie odwiedzajcie mojego instagrama, na którego mam zamiar wrzucić jeszcze trochę zdjęć z tych dwóch wyjazdów. Pytacie też jak spędzam część wakacji w moim mieście, ale poza pracą o której opowiadałam wam na pogaduchowym snapchacie (jess_viki) i mini remontem w moim pokoju, raczej nie robię nic szczególnego. Post przypadł wam do gustu? Zostawiajcie pod nim komentarze, dodadzą mi motywacji i energii do działania, a ja za każdy się odwdzięczam :) Zastanawiałam się również nad wprowadzeniem na mojego bloga serii "ulubieńcy miesiąca" - pod koniec każdego miesiąca wrzucałabym zdjęcia swoich niezbędników i krótko je opisywała. Jeżeli pomysł wam się podoba (albo nie podoba), to byłoby mi bardzo miło, gdybyście wspomnieli o tym w komentarzu pod tym wpisem.

Do zobaczenia w kolejnym poście!
Buziaki, Wiktoria ♥

sobota, 23 lipca 2016

Déjà vu

Cześć kochani!

Na samym początku chciałabym bardzo gorąco powitać wszystkich na moim blogu, a najgoręcej tych, którzy nie mogli doczekać się pierwszej notki i prosili mnie o nią dzień w dzień. Cudowne uczucie, kiedy tak naprawdę obce osoby interesują się Tobą, Twoim życiem i zależy im, abyś pięła się w górę. Teraz przecież jest takich osób coraz mniej, bo większość raczej nie cieszy się z cudzych sukcesów. Właśnie dlatego z całego serca chcę podziękować moim obserwatorom z instagrama i snapchata, ale na to wkrótce poświęcę osobny wpis. Prawdę mówiąc - to dzięki Wam jestem tutaj i piszę tę notkę, bo wiem, że mam dla kogo. Pewnie zastanawiacie się o co może mi chodzić z tematem dzisiejszego wpisu, czyli z "Déjà vu". Jeśli chodzi o naukową definicję tego pojęcia, brzmi ona tak: ,,odczucie, że przeżywana sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe''. Kiedy usiadłam do laptopa i zaczęłam zastanawiać się nad tematem mojego wpisu od razu pomyślałam właśnie o tym pojęciu. Dlaczego? Dlatego, że dokładnie rok temu siedziałam w dokładnie tym miejscu i pisałam dokładnie taki sam wpis rozpoczynający moją przygodę z blogiem, która dosyć szybko się zakończyła, właściwie to po dwóch notkach. Mogę sobie wmawiać, że to niemożliwe, ale niestety tak było. Miałam wtedy milion pomysłów na zmianę świata, albo chociażby siebie, ale mój słomiany zapał mi na to nie pozwalał. Tym razem chcę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby energia i motywacja pozostała, a wpisy były dla was ciekawe i przede wszystkim: regularne. W wakacje na pewno będę starała się pisać jak najczęściej, bardziej obawiam się o rok szkolny, ale myślę, że jak wszystko się rozkręci, to będzie mi się trudno od tego oderwać! Póki co zostawiam Was z moim zdjęciem, a kolejny wpis będzie dotyczył wylotu do Warszawy, podczas którego postaram się zrobić jak najwięcej zdjęć. 

Trzymajcie się ciepło i do usłyszenia na dniach! 
Buziaki, Wiktoria ♥